Przejdź do treści
Strona główna » Star Wars Battlefront Kompania Zmierzch – recenzja książki

Star Wars Battlefront Kompania Zmierzch – recenzja książki

Star Wars Battlefront Kompania Zmierzch to książka, obok której prawdziwy fan Gwiezdnych Wojen, nie może przejść obojętnie.

Ostatnio na pustkowia.pl recenzowałem dla was książkę Star Wars Mroczny Uczeń — czyli swoisty romans w odległej galaktyce. Teraz przyszedł czas na coś bardziej wypełnionego akcją i walkami, czyli Star Wars Battlefront: Kompania Zmierzch — tytuł oparty o grę Battlefront i przedstawiający perypetie 61 Kompanii Mobilnej!

Do tego, mamy tutaj jeszcze ładnie nakreślony konflikt między Rebeliantami a Imperium, dziejący się już po zniszczeniu Gwiazdy Śmierci, między Nową Nadzieją a Imperium Kontratakuje.

Zapowiada się ciekawie, jednak czy mimo dobrego tła, tytułowa Kompania będzie w stanie pociągnąć historię rozpisaną na ponad 500 stron w taki sposób, żeby zachwycić sobą czytelnika? Po to (i po dziwne porównanie do Fallouta!) zapraszam już do recenzji.

Star Wars Battlefront Kompania Zmierzch to militarna przygoda w świecie Gwiezdnych Wojen

Od razu warto sobie powiedzieć, dla kogo jest ta książka. Bo jeżeli liczysz na rycerzy Jedi z uśmiechem wymachujących mieczem świetlnym, niczym Obi-Wan Kenobi w Ataku Klonów, czy młodych rebeliantów walczących za słuszną sprawę jak w serialu Star Wars Rebelianci, no to nie tutaj. Kompania Zmierzch to wojenna opowieść, pokazująca konflikty ze świata Gwiezdnych Wojen od ich najgorszej strony — partyzanckiej walki, niszczenia baz przeciwnika, napadania na ich statki i walki wtedy, kiedy przeciwnik się tego nie spodziewa.

Mamy fajny motyw sierżanta Namira, który mimo że walczy po stronie rebeliantów, to tak naprawdę w całą tę rebelię nie za bardzo wierzy. No i jest też druga postać wokół której dzieje się najwięcej, zadziorna gubernator Chalis, pojmana (chociaż bardziej to ona się tam wprosiła) na pokład statku Kompanii i będąca jednym z głównych powodów, dlaczego siły Imperium zaczynają deptać rebeliantom po piętach.

Jest to dobra pozycja, jeżeli ktoś chce poznać świat Star Wars z oczu “zwykłego szeregowego”. Kompania Zmierzch to też niezła gratka dla wszystkich, którzy grali w Battlefronta — w końcu o to cała książka jest oparta i po części też promuje growy tytuł. Chyba najmniej ucieszą się osoby, które liczą na przygodę niczym z filmowych Gwiezdny Wojen, pełnej akcji, humoru i charyzmatycznych postaci. Tutaj postacie są takie… może lepiej opiszę je w kolejnym akapicie:

Kompania Zmierzch i bohaterowie — którzy mnie nie obchodzą…

Przez 200 pierwszych stron tej książki, tak… dosłownie DWIEŚCIE stron, główni bohaterowie Kompanii Zmierzch obchodzili mnie w tak małym stopniu, że mogliby dosłownie eksplodować na jakimś statku czy planecie, a ja bym się zupełnie tym nie przejął i czytał dalej. To jest właśnie ten dziwny aspekt książki, gdzie z jednej strony podobały mi się sytuacje i miejsca, w jakich znajdowała się Kompania, a z drugiej strony jej załoga była tak mało interesująca, że nie przeszkodziłoby mi, jakby ktoś nagle tam umarł. To nie byli jacyś bohaterowie z ciekawym backstory czy porywającym motywem przewodnim. To byli zwykli rebelianci, tacy sami jak bezimienni piloci X-wingów, którzy walczyli i ginęli podczas ataku na Gwiazdę Śmierci w czwartej części filmu (Gwiezdne Wojny: część IV – Nowa nadzieja, jakby ktoś nie wiedział).

Co prawda postacie Namira czy Chalis powoli wybijają się na pierwszy plan i zaczynam ich lubić, no ale tak jak wspomniałem, to następuje dopiero po 200 stronach książki. Myślę, że wiele osób może mieć problem, żeby przebić się do tego miejsca co ja.

Kompania Zmierzch niczym Bractwo Stali

Wiem, dziwne porównanie, jednak nie mogę pozbyć się myśli jak bardzo książka Battlefront: Kompania Zmierzch, klimatem przypomina mi grę Fallout Tactics: Brotherhood of Steel. W obu historiach mamy trudy życia w zniszczonym świecie, drużyny starające się przetrwać w nieprzyjaznych warunkach, w obu mamy rekrutów z najróżniejszych miejsc, których trzeba nauczyć ogłady i wcielić do służby, czy też problemy ze zdobyciem zapasowych części. Nawet struktura władzy w Battlefroncie, przypomina mi trochę jedną z baz Bractwa Stali z Tacticsa.

Wiadomo, że w książce mamy narzuconą historię, a w grze sami mogliśmy np. dobrać sobie drużynę (misję też niestety były narzucone), jednak mam wrażenie, że styl, w jakim pisze Alexander Freed, idealnie pasowałby też do jakiejś post-apokaliptycznej opowieści na zniszczonych wybuchem nuklearnym pustkowiach. Tym samy, jak lubicie klimat Fallouta czy Metro, to Kompania Zmierzch też powinna wam przypaść do gustu, to trochę takie Bractwo Stali w kosmosie. No i cytat “Wojna, wojna nigdy się nie zmienia” pasuje idealnie zarówno do Fallouta, jak i do tej książki.

Jak już w temacie gier jesteśmy, to lektura omawianego tytułu przekonała mnie, żeby jeszcze raz ograć gry z serii Knights of the Old Republic.

Star Wars Battlefront Kompania Zmierzch to gratka dla fanów Gwiezdnych Wojen

Czy ten tytuł czytało mi się z przyjemnością? Tak, zdecydowanie tak. Byłem ciekawy tak wielu fajnych rzeczy, które tam opisali:

  • jak wygląda służba szturmowca (plus fajny opis działania jego kombinezonu),
  • elementy “WIARY” i jej wyznawców w świecie Gwiezdnych Wojen,
  • te wszystkie partyzanckie ataki rebeliantów,
  • czy chociażby aspekt używania broni biologicznej przez Imperium.

Jeżeli ktoś siedzi w klimacie Star Wars i po prostu chce poznać więcej historii, chce znać więcej ciekawostek ze swojego ulubionego uniwersum, to tutaj będzie miał tego pod dostatkiem. Naprawdę te 500 stron napakowane jest rzeczami w stylu: “to działa tak…” albo “to wyglądało tak…”. Dla wszystkich głodnych różnych smaczków z odległej galaktyki, jest to pozycja po którą warto sięgnąć.

Gorzej, jeżeli ktoś mniej interesuje się samym światem Star Wars, a bardziej oczekuje dobrej i porywającej historii. Tutaj pojawiają się takie wady, jak chociażby fakt że autor z góry zakładał, że wszyscy oglądali filmy i dobrze wiedzą kim była Leia czy Vader. Nie sądzę, żeby ktoś kto nie znał tych postaci, sięgnął po tę książkę. No ale nigdy nie wiadomo. Tym samym — trzeba znać świat, w którym dzieje się akcja Kompanii Zmierzch, żeby się dobrze bawić podczas czytania.

W ostatecznym rozrachunku

Podobał mi się obraz świata, jaki przedstawił mi Alexander Freed, cieszę się, że sięgnąłem po ten tytuł, bo teraz jeszcze lepiej znam to uniwersum. Z początku miałem problem żeby przekonać się do bohaterów, no ale w końcu jakoś i w to się wgryzłem, a im dalej szła historia, tym było coraz lepiej.

Książka ma trochę nudny początek i autor jakby na siłę utyka tu i tam dialogi, które za wiele nie wprowadzają do historii, ale im bardziej eskaluje konflikt i pojawia się coraz więcej ciekawszych postaci, tym jest coraz lepiej. Nie powiem, że to opowieść która chwyciła mnie za serce i szczerze to niektóre wątki miałem gdzieś, jakby ich nie było to książka zeszłaby pewnie do 400 stron i też by się przyjemnie czytało. Ostatecznie, jest to książka, którą polecam wszystkim fanom SW i Battlefronta, bo mimo że historia jakoś super ambitna nie jest, to przedstawienie świata nadrabia to z nawiązką.

Tagi:

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *